10. PZU Maraton Karkonoski – relacja

W naszym biegowym życiu przyszedł czas na kolejny debiut. Od pierwszego startu na 5km, potem na 10km i później półmaratonu już minęło trochę czasu. Cały czas staramy się szukać nowych wyzwań, by nowe bodźce dawały nam kolejny impuls do treningów. Zawsze gdy ma się wyznaczoną drogę, pracuje się nam łatwiej. Na pierwsze półrocze jako cel obraliśmy start w biegu górskim, a wybór padł na 10. PZU Maraton Karkonoski. To jubileuszowa edycja biegu z dużą tradycją, co tym bardziej zachęciło nas do wzięcia udziału właśnie w nim.

Wydarzenie: 10. PZU Maraton Karkonoski
Data: 30.06.2018 – sobota 06:30 – 52km [Maciek]/ 01.07.2018 – niedziela 9:30 – 21km [Krzysiek]
Miejsce: Szklarska Poręba – Karkonosze

Nasze przygotowania rozpoczęły się już od początku roku, gdzie starty oraz plany na ich pokonanie były już z grubsza obrane. Poza treningami ważny był aspekt techniczny zawodów. Ze względu na brak jakiegokolwiek obycia w górskich zawodach potrzebowaliśmy sporej dawki wiedzy, którą oczywiście znaleźliśmy w otchłaniach internetu. Do tego przyszedł jeszcze zakup sprzętu, który był niezbędny do pokonania karkonoskich ścieżek. Praktycznie na miesiąc przed zawodami wszystko już było gotowe: sprzęt, logistyka, noclegi, plan, wiedza itd. Zostało tylko oczekiwanie na start. A ten czas dłużył się niemiłosiernie.

Foto własne: Karkonosze w oddali, już tylko 30km do celu.

[Przed biegiem]

W naszym przypadku pakiety odbieraliśmy oddzielnie. Maciek dzień przed zawodami w piątek, Krzysiek natomiast w sobotę. Organizatorzy umożliwiali odbiór pakietów tuż przed startem, co było niewątpliwie plusem dla osób, które na bieg dojeżdżały z niedaleka. My zakwaterowaliśmy się w Szklarskiej Porębie już od piątku, by odrobinę się zaaklimatyzować i poczuć ducha Karkonoszy. W samych pakietach znajdowały się podstawowe fanty, które można w nich spotkać podczas klasycznych biegów: koszulka, komin, żel od partnera zawodów, ulotki i softflask z logiem biegu, co jest niewątpliwie fajną i użyteczną pamiątką. Odbiór był sprawny,  w miłej atmosferze w okolicach głównego wyciągu w kierunku Szrenicy. Już przed samym startem udzielał się nam stres –  w końcu towarzyszy nam praktycznie przy każdym debiucie. Ten był wyjątkowy, bo na samym początku przygody biegowej nie myśleliśmy, że zaprowadzi ona nas aż tutaj. Na całe szczęście przezwyciężyliśmy go i udało się sprawnie wystartować, a zwłaszcza niczego nie zapomnieć spakować do plecaka. Dokładne trasy i ich profile organizatorzy podali na ponad tydzień przed zawodami. Byliśmy więc obeznani mniej więcej z tym, co ma czekać nas na poszczególnych etapach biegu. Wiedzieliśmy, gdzie będą ostre podejścia oraz gdzie będzie można przyśpieszyć na zbiegu.

Foto: Fotki z zawodów biegowych

[W trakcie biegu]

I o to spiker wystartował zawody! Sobotni ultramaraton Maćka był jego największym wyzwaniem w dotychczasowej “karierze” biegacza. Na dodatek prognoza pogody nie kłamała, a zapowiadała wiatr i zimno na trasie. Praktycznie od około 4km i okolic schroniska “Pod Łabskim Szczytem” wiało niemiłosiernie, co zdecydowanie utrudniało poruszanie się. Chmury były na tyle nisko, że widoczność miejscami ograniczała się do niewiele ponad 30-50m – mleko. Nici więc z podziwiania widoków. Dopiero od około 22km – powrotu ze Śnieżki, pogoda zaczęła się lekko wypogadzać, co pozwoliło na delektowanie się wspaniałym krajobrazem z szczytów Karkonoszy. Trasa okazała się bardzo wymagająca. Była trudna technicznie ze względu na jej kamieniste podłoże przed większość czasu. Wymagała skupienia i precyzji przy stawianiu kolejnych kroków – zwłaszcza w trakcie zbiegów, gdy chciało się nadrobić trochę czasu. Niestety zdarzyła się Maćkowi wywrotka, ale szybko się otrząsnął i dalej podążał wyznaczonym szlakiem. Najgorsze warunki atmosferyczne panowały na równi pod Śnieżką i na jej szczycie. Silny, porywisty wiatr sprawiał, że na garbie wylądowała kolejna kurtka, albowiem na górze temperatura odczuwalna wynosiła około -10 st.! Ale udało się! Maciek bezpiecznie, z małymi przygodami dotarł do celu i ukończył swój pierwszy w życiu bieg górski – na dodatek na dystansie ultramaratońskim.

Foto: Zabiegani.TV

Krzysiek startował na dystansie górskiego półmaratonu, którego start odbywał się w niedzielę o 9:30. Tego dnia pogoda była bardziej łaskawa dla uczestników zawodów i nie dała im popalić jak dzień wcześniej. Wczesny start sprawił, że zawodnicy biegli po trasie, zanim na szlaki wybrały się większe rzesze turystów pieszych. Młodszy brat także cały i zdrowy dotarł na linię mety, gdzie czekała na niego cała wyjazdowa ekipa. Na obu dystansach czekały na biegaczy dobrze zaopatrzone punkty żywieniowe na których można było uzupełnić płyny: woda, izotonik i cola. Do jedzenia natomiast czekały owoce (banany, brzoskwinie, pomarańcze), batoniki energetyczne, galaretki w czekoladzie i “orzeszki mocy”. Oznakowanie tras było przejrzyste i nie sposób byłoby się zgubić, nawet podczas pierwszej wizyty w Karkonoszach. Każda piątka zbita z kibicami-turystami na trasie dawała +10 do siły. Dziękujemy im za ich życzliwość i słowa otuchy – zwłaszcza na stromych podejściach. Na trasie znalazło się kilku fotografów, którzy swoją pracę udostępnili całkowicie za darmo. Dziękujemy! Na fanpagu pojawi się też dodatkowo galeria z imprezy.

[Wyniki]

Sobota: 52km (426 uczestników)

Pozycja. 229 7:35:15 M20 – 15 – Maciek

Niedziela: 21km  (466 uczestników)

Pozycja. 315 2:43:52 M20 – 26 – Krzysiek

[Podsumowanie]

To był wyjątkowy start dla nas. Coś co mamy nadzieję, że da nam nową siłę i motywację do dalszej pracy. Obaj walczyliśmy nie tylko z trasą, ale także z samymi sobą. Góry mają jakąś wewnętrzną magię, która sprawia, że każda chwila spędzona na szlaku jest warta każdego wysiłku. Ten start definitywnie zakręcił nam w głowach, albowiem już teraz planujemy kolejne zawody, gdzie będzie można zmierzyć się z dużymi przewyższeniami, a z ich szczytów obserwować piękno krajobrazu. Maraton Karkonoski to impreza, którą możemy polecić wszystkim biegaczom. Także tym debiutującym w górach. Na naszym przykładzie możecie zobaczyć, że to nic strasznego. Wystarczy odpowiednie przygotowanie i wiara w siebie. Bracia górą!

Pozdrawiamy!

 

Udostępnij: